Chyba nikt, kto w młodości pochłonął z wypiekami na twarzy "Imię Róży" Umberto Eco, czy oglądał film pod tym samym tytułem, nie może wyprzeć się fascynacji średniowiecznymi księgami, ich pięknymi, masywnymi okładkami, bogatymi ilustracjach i ozdobnym pismem. Organizowanie warsztatów w Tyńcu jest pokłosiem tej fascynacji. Jeśli poprzednio zajmowaliśmy się kaligrafią i opanowywaliśmy pisanie tak zwanej "karoliny", to tym razem mieliśmy przyjemność obcowania ze średniowiecznymi technikami zdobniczymi na warsztatach "Barwy średniowiecza, czyli przygoda z iluminacją". Odbyły się one w słoneczne sobotnie przedpołudnie 10 listopada 2012 roku w klasztorze benedyktynów w Tyńcu.

Iluminacje, z racji bogatego zdobnictwa, często bywają mylone z ilustracjami, ale zasadniczo dotyczą dwóch obszarów na karcie: rozbudowanych kompozycji inicjałowych oraz wypełnienia marginesów, czyli tak zwanych bordiur. Słowo iluminacja wywodzi się od łacińskiego illuminare (rozświetlać), co pierwotnie oznaczało zdobienie złotem karty książki. I faktycznie, złoto było tym cudownie świetlistym kolorem, który nas uwiódł. Widać to choćby po... ilości zużytego barwnika w inicjałach tworzonych przez uczestniczące w zajęciach osoby. Zastosowanie tego typu farby zrobionej z naturalnych minerałów wymaga szczególnej techniki i dużej ostrożności. Trzeba ją odpowiednio rozwodnić i nakładać (koniecznie w jedną stronę) na grubym papierze, w naszym wypadku na czymś w rodzaju beżowej tektury, której chropowata faktura dobrze eksponuje bogactwo użytej barwy. Złotem wypełnia się tło inicjałów i zaznacza kontury zdobień, ale to tylko luźne zalecenie, bo wszystko zależy od inwencji twórczej artystów, jakimi się można było przez moment poczuć. W zdobieniu średniowiecznym dominują właściwie 3 kolory. Oprócz złota jest to karminowa czerwień i ultramarynowy błękit, które w zależności od upodobań wypełniają wnętrza liter. Inną sprawą jest przyozdabianie liter w motywy kwiatowe i roślinne, które na wzór pokazany nam na kartach ksiąg ozdobiły i nasze, skromne kartki. Dwie godziny zajęć minęły w mgnieniu oka na wytyczaniu linii, szkicowaniu liter, precyzyjnym kreśleniu konturów i wreszcie pracowitym wypełnianiu ich kolorem. Po zebraniu prac okazało się, jak różne mamy koncepcje na pisanie tych samych imion i właściwie nie było przypadku, żeby dwie prace były do siebie podobne! Ot duch artysty!

zreferowała Beata Cielecka

 

Opublikowano 16 listopada 2012
Wróć