Małgorzata Ohme – psycholog, psychoterapeuta dziecięcy i młodzieżowy, trener Strefy Młodzieży i wykładowczyni w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.

 

Michał Pozdał – specjalista ds. profilaktyki społecznej, trener Strefy Młodzieży, wykładowca w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie.

 

Beata Cielecka – Dlaczego nastolatki wolą o seksie rozmawiać z ekspertami z zewnątrz, a nie ze szkolnymi psychologami i pedagogami?

Małgorzata Ohme – Dlatego że psycholog to człowiek systemu, który jest w dużej mierze dla nich oceniający. Nie mają do niego zaufania, nie czują się bezpiecznie i nie czują się na tyle komfortowo, żeby rozmawiać o intymnych rzeczach.

Michał Pozdał – I, niestety, w polskiej szkole wciąż pokutuje zwyczaj odsyłania dziecka do pedagoga za karę. Niezależnie od tego, jak ta osoba będzie fajna, to w momencie, gdy nauczyciel straszy hasłem: "bo pójdziesz do pedagoga", wytwarza się piętno. No bo kto chodzi do pedagoga? Dzieci, które mają problemy, dzieci z rodzin patologicznych, alkoholowych, których rodziny żyją z zasiłków. Wszyscy o tym wiedzą.

M.O. – Poza tym dochodzi kwestia dyskrecji. Dziecko niejednokrotnie widzi, że psycholog rozmawia z jego rodzicami, widzi, że psycholog wchodzi do pokoju nauczycielskiego, tego sanktuarium, gdzie jemu nie wolno, a w którym nauczyciele się śmieją, plotkują, i nie jest pewne, czy nie zostanie tam wyśmiane i obmówione. System rodzi przekonanie, że psycholog jest po tej drugiej stronie.

 

B.C. – Słowem działa syndrom człowiek z pociągu – obcemu powiem więcej niż znajomemu.

M.P. – Tak, bo wtedy oni nie mają obaw, że wyjdzie na jaw, że robią coś, czego nie powinni. Bo przecież trochę, lub nawet bardzo, łamią te granice. No to jak mają się przyznać? Nauczycielowi? Psychologowi? Nie!

M.O. – Ale jest też tak, że człowiek z zewnątrz rozmawia po prostu inaczej...

M.P. – ...np. nie postrzega ich przez pryzmat ról, w które wchodzą w szkole, typu łobuz i kujon. Osoba z zewnątrz może mieć obiektywny stosunek do dziecka i jego historii.

 

B.C. – A jak wy uczyliście się rozmawiać z młodzieżą?

M.O. – Myśmy nigdy nie dorośli!

M.P. – Cały czas jesteśmy ciekawi tego, co oni mają nam do powiedzenia. Nie oceniamy tego, co nam mówią. Nie nakładamy maski. Czują naszą pełną akceptację.

M.O. – Już nawet na studiach widać, którzy spośród przyszłych psychologów mają takie wewnętrzne dziecko w sobie i są w stanie pracować z młodzieżą, założyć takie okulary dziecka, myśleć tak jak oni i mówić tym samym językiem.

M.P. – Ciekawostka. Naszym konsultantem merytorycznym jest córka znajomej, piętnastolatka, z którą godzinami dyskutujemy o jakimś zagadnieniu, które chcemy poruszyć. To ona mówi nam, co już jest obciachowe i o co nie zahaczać. I zazwyczaj ma rację. Było tak podczas warsztatów o Facebooku i internecie, przed którymi nas ostrzegała. Mówiła: nie róbcie tego, to nie jest dobry pomysł. Myśmy się uparli, chcieliśmy mówić o uzależnieniu itp. No i okazało się, że miała rację! Pomimo tego że sam jestem uzależniony od internetu, jestem fanem Facebooka, okazało się, że my nic o tym nie wiemy. To jest ich świat!

M.O. – Ale miało to swoje dobre strony, bo to my dowiedzieliśmy się najwięcej o młodzieży z tego warsztatu. I o seksie, i o dołkach, i o tym, gdzie szukają informacji. Pytaliśmy, oddaliśmy im głos. Okazało się, że dla nich już samo to było rewelacyjne! To, że mogli dzielić się doświadczeniami, mówić o nich głośno. Dopiero potem wkroczyliśmy my ze swoją wiedzą, mówiliśmy: "za tą granicą jest uzależnienie czy pornografia".

 

B.C. – A jak się zmienia seksualność młodzieży? W którą stronę idzie?

M.P. – Ja zawsze nienawidziłem tego rozróżnienia "a za moich czasów", ale muszę powiedzieć, że tak jest. Że młodzież jest zupełnie inna, nie trzeba ich uczyć asertywności, bo oni już są asertywni, mają o wiele większe poczucie własnej wartości, niż myśmy mieli, wiedzą, że mogą wymagać, sięgają do innych źródeł. I je mają pod ręką! My - a jesteśmy rocznikiem 79 - mieliśmy jedną kasetę VHS, którą oglądali po kolei wszyscy milion razy. Oni mogą zobaczyć wszystko. Mogą pomyśleć o czymś, a w ciągu 10 minut zobaczyć najbardziej wyuzdane techniki seksualne, o jakich nam się nawet nie śniło.

 

B.C. – Wystarczy trochę poklikać...

M.O. – Dokładnie, ale z drugiej strony to skutkuje przebodźcowieniem. Mają bardzo dużo oczekiwań, widzą, że tak może być, widzą, że inni wiedzą więcej, więc mają też wysoki poziom lęku, z którym sobie kompletnie nie potrafią poradzić, bo gdy w grę wchodzą emocje, zaczynają być bezradni. Pozornie dużo wiedzą, ale rodzice milczą, szkoły operują innymi wartościami i przepaść między tym tworzy się ogromna.

M.P. – A problemy są, choćby z niechcianymi ciążami, i będzie ich przybywać. Kłopot w tym, że ludzie mają wiedzę, ale nie mają kogo edukować, bo szkoły nie wpuszczają tych ludzi do siebie. To zła decyzja, ale za to wygodniejsza politycznie. Co więcej, dyrektorom i nauczycielom wydaje się podejrzane, co my robimy z dziećmi za zamkniętymi drzwiami na warsztatach, na które oni nie mają wstępu.

 

B.C. – Powiedzieliście, że rodzice nie wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi. Prowadziliście kiedyś warsztaty dla rodziców?

M.P. – Było kilka takich spotkań, które bardzo dużo rodzicom dały, ale też uzmysłowiły im, że rodzice nie mają obowiązku pełnej akceptacji poczynań dziecka, bo to ingeruje w ich własną sferę osobistą. Często rodzic się wstydzi, boi się albo zwyczajnie czegoś nie wie, więc lepiej, żeby miał świadomość, że można być dobrym rodzicem, a nie umieć rozmawiać o seksie. Powinien natomiast zapewnić dostęp do wiedzy dziecku i nie blokować jej. Wtedy jest super!

M.O. – Z drugiej strony, jeśli rodzic nigdy nie rozmawiał z dzieckiem o podstawowych rzeczach, o nagości, o ciele, o higienie, o masturbacji, to jak tu nagle ma mówić o seksie?!

 

B.C. – Dla dzieci rodzice są zazwyczaj kompletnie aseksualni, są tymi, którzy JUŻ nie uprawiają seksu, podczas gdy oni JESZCZE go nie uprawiają. Jak się ma tak naprawdę poziom ich wiedzy?

M.P. – Dzieci znają teorię, a rodzice (poza tymi, którzy wiedzą dużo, ale i tak się do tego nie przyznają) wiedzą mało. Mają takie przeświadczenie, że skoro spłodzili dzieci i uprawiają seks, jakkolwiek on wygląda, to są w nim ekspertami. Nie są! Może się okazać, że masz beznadziejny seks całe życie, a nawet o tym nie wiesz. Różnica między rodzicami a dziećmi jest taka, że ci pierwsi już nie są ciekawi, już się nie rozwijają. Jeśli ludzie nie dbają w związku o swoją namiętności, to i nie będą dobrymi przewodnikami dla dziecka.

M.O. – Dla mnie podstawą jest to, żeby rodzic powiedział dziecku, że ten seks ma być fajny w jego życiu. To jest ten podstawowy komunikat, który każdy rodzic może powiedzieć, nawet nie wdając się w szczegóły. Ważne, żeby seks był fajny!

M.P. – I bezpieczny. I z odpowiednią osobą, i w odpowiednim momencie. Nie straszyć! Jeśli się ich straszy, to oni i tak to zrobią! Bo chcą być na przekór.

 

B.C. – Czy i czym różni się podejście do seksualności młodzieży dużych miast, małych i wsi?

M.P. – Wskaźnikiem otwartości bywają chyba żarty! Takie trochę wyuzdane i wulgarne. Zmienia się to, kiedy ktoś zaczyna z nimi rozmawiać o seksie, wtedy mają kompletny dysonans. Boją się nas. Jesteśmy pierwszymi dorosłymi osobami, które kiedykolwiek z nimi o tym rozmawiały. I nagle my zupełnie szczerze, bez żadnej żenady mówimy o tym, że masturbacja może być fajna, że nie ma w tym niczego złego... A oni są zawstydzeni. Ci z dużych miast są bardziej zblazowani, tacy "warszawscy".

M.O. – Zblazowani, co polega na tym, że nawet najfajniejszy dorosły nie może być fajny.

M.P. – W końcu i oni się otwierają, ale musimy się nawygłupiać, co nas strasznie dużo kosztuje. Młodzież z mniejszych miejscowości otwiera się pięknie na nowe rzeczy i na nas. Jesteśmy przyjmowani jak goście i tak nas traktują, chłoną, co mówimy, doceniają to, że komuś się chciało, że jesteśmy. Zresztą przykład idzie z góry, choćby na gościnnym Śląsku – pani dyrektor wychodzi do nas, wita nas szarlotką. To jest tak fantastyczne i miłe! A w Warszawie – pani sprzątaczka wskazuje, gdzie mamy warsztat i tyle.

 

B.C. – Czy w świetle tego, co powiedzieliście wcześniej, że nic nie wywołuje takiego oporu i kontrowersji (zwłaszcza u rodziców i dyrektorów) jak kwestie homoseksualizmu i orientacji seksualnej, zmieni coś pojawienie się Anny Grodzkiej w sejmie?

M.P. – Mamy nadzieję, że tak się podzieje. W grudniu będziemy mieć zajęcia z transseksualizmu, a już mamy masę pytań. Ania Grodzka, którą znamy osobiście, miała odwagę podzielić się swoją bardzo wzruszającą historią z innymi ludźmi. Wniosła w świat tych dziwnych niby szaleńców, niby zboczeńców, wniosła coś normalnego, zwyczajnego. Dla mnie to jest fascynujące, jest znakiem nowych czasów i przemian.

 

B.C. – Jakim językiem trzeba z młodzieżą rozmawiać?

M.P. – Zwyczajnym, swoim własnym. Nie udawać!

M.O. – A najlepiej spytać ich, w jaki sposób do nich mówić. My te wszystkie wyrażenia, określenia, jakimi się posługują, mówiąc o swoich narządach płciowych, zbieramy, czytamy o nich na Facebooku. Dowiedzieliśmy się ostatnio o nowym zastosowaniu słowa opór. Jak dziewczyna jest baaaardzo gruba, to jest opór gruba, jak mówią opór laska, to jest świetna laska. W jednej z katolickich szkół usłyszeliśmy od dziewczyny, rozmawiając o depilacji: "No nie, ścieżka do Leszka musi być!". Na penis ostatnio mówi się USB. No genialne!

 

B.C. – Skąd czerpiecie prawdziwą wiedzę na temat seksu nastolatków?

M.P. – Stwarzamy na warsztatach takie warunki, że oni chcą z nami rozmawiać. Dostają kontakt do nas, mogą zagadać na Facebooku, są w stanie czekać za murkiem, aż przejdzie cała klasa, żeby podejść i spytać się o coś cichaczem. Gosia, jako psychoterapeuta, ma kontakt z nimi, ja odpowiadam na listy wysyłane do "Bravo". Razem udzielaliśmy porad na "Przystanku Woodstock", gdzie zdarzyło mi się 36 razy w ciągu dnia pokazywać na modelu, jak się zakłada prezerwatywę! Chłopcy zwierzają się, że mają kompleksy małego członka i nie mogą współżyć. Potem okazuje się, że mają... stulejkę, której pozbycie się jest kwestią drobnego zabiegu chirurgicznego.

M.O. – 90 procent chłopców nie wie, co to jest na przykład preejakulat i że może być z tego dziecko! Nie wiedzą, że nie pomoże stosunek przerywany, a zwykły petting może poskutkować ciążą, którą my już określamy mianem "dziecka z palca". I tak to wygląda wśród dzieci, które teoretycznie mają wiedzę na temat seksu większą niż dorośli. Po prostu trzeba rozmawiać!

 

B.C. – Dziękuję za rozmowę.

rozmawiała
Beata Cielecka

Opublikowano 27 października 2011
Zarchiwizowano 17 lutego 2012

Oceny: / 0 głosów

Kiepski Bardzo dobry

Wróć